piątek, 24 września 2010

Uzbrajanie i wykańczanie

Nie chciałem oczywiście nikogo wykańczać!

Tylko teraz do Łodzi trzeba poprzykręcać i pomontować mnóstwo okuć i różnych takich dupereli - i to się nazywa uzbrajanie.










Starałem się większość tego typu elementów zachować lub odrestaurować oryginalnych.

No ale nie wszystko się dało





























trochę kombinacji miałem m.in. z masztem, który miał różne przygody - np. 2 razy został kiedyś wyłamany ze swojego jarzma...























A tu słodka chwila odpoczynku.
Przy dżemie.
Z truskawek.




Jednym z elementów staroświeckości konstrukcji Łodzi były KOMORY WYPORNOŚCIOWE.

Nie tu ma żadnych zalaminowanych i szczelnie zamykanych przestrzeni, tylko po prostu pakowane w folie kawałki styropianu - w forpiku i achterpiku (czyli w dziobie i na rufie), oraz pod półpokładami. Oddzielone i uwięzione za płatami sklejki.

Jacek właśnie pracowicie montuje, wcześniej przygotowane i dopasowane kawałki.


Taka konstrukcja, to niezbyt efektywny sposób zapewniania wyporności.

W ubiegłym roku udało mi się 2 razy wywrócić Łodzię na Zalewie Zegrzyńskim i okazało się że wyporność nie jest wystarczająca.
Po podniesieniu Łodzia wprawdzie pływała, ale brzegi burt pozostawały pod wodą, więc nie ma sposobu, żeby wybrać wodę z kokpitu na środku jeziora - co się wybierze, nawet wiadrem, to natychmiast wpływa z powrotem...

Więc można to zrobić dopiero po odholowaniu do brzegu.










Ale za to na Łodzi jest trochę miłych dla oka, elementów drewnianych :)
Oto rekonstrukcja tych "niby-grodzi" do komór wypornościowych.

piątek, 3 września 2010

Malowanie - 3 raz i na urlop!

Trzecia, już finalna warstwa - znów pędzelkiem, żeby było ładnie i gładko....
Następnie malowanie pokładu - na biało. (też polifarb-dębica, emalia poliuretanowa 2 skł.)


No i wyjechaliśmy sobie na tydzień nad jeziora - jeszcze bez Łodzi, ale za to na wypoczynek!

Malowanie 2 raz




No i znowu ręczne szlifowanie - pierwszej warstwy emalii.








Na szczęście tym razem większą ekipą, więc poszło jak burza!
:)































Rozrabianie farby z 2 składników....




















No i malowanie. 2 warstwa - wałeczkiem. Dla odmiany? I trochę z lenistwa :)

Malowanie kadłuba - 1 raz



Rano farba pięknie wyschła.








I znów parę godzin szlifowania, tym razem już ręcznego...



No i maluję! Śliczny zielony-groszkowy kolorek! 2 składnikowa emalia - polifarb dębica. Jeden z 5 dostępnych kolorów. Wszyscy się dziwowali: łódka? Na zielono?!!



A mnie się właśnie taki zielony, świeżutki kolorek najbardziej podobał :)



Pierwszą warstwę nakładałem pędzelkiem - okazało się, że tak wychodzi równomierniej i gładziej niż wałkiem - emalia była nieźle rozlewna, choć nieco zbyt szybkochnąca (na rozpuszczalniku poliuretanowym bardzo lotnym) i dlatego nie za dobra do wałka.
A pędzelkiem trzeba było tylko szybko i sprawnie malować. Dla mnie to pestka! :)

Szpachla i podkład na noc...

Powierzchnię kadłuba (różne rysy, pęknięcia i dziurki) wyrównałem szpachla epoksydową (taką zwykłą jak do samochodów).

Ledwie wyszlifowałem tę szpachlę zrobiła się duża burza - pierwszy deszcz od 2 miesięcy :-). Więc tylko szybko przykryłem Łodzię plandeką - żeby pięknie wysuszony kadłub mi nie zamókł przed malowaniem!!!

<- gotowa do malowania!


No i wreszcie MALOWANIE:


Najpierw farbą podkładową.
Kupiłem specjalną, epoksydową farbę do malowania okrętów (Epinox 77), dwuskładnikowa, gęsta szara farba, po zaschnięciu jest rzeczywiście nie do zdarcia (pomalowałem nią potem stare stalowe felgi - juz kilka zim, ani śladu korozji), troche trudna do malowania.





Malowaliśmy już po nocy, a fotki robił Jasiek telefonem komórkowym. Więc nic nie widać - ale chyba czuć nastrój... :)

czwartek, 2 września 2010

Rekonstrukcja skrzynki mieczowej


Tak to wyglądało po odsłonięciu...
















Trzeba było zrekontruować szkielet i wzmocnienia, oraz kołnierz wieńczący skrzynkę:

po zaszpachlowaniu - gotowe do pokrycie topkotem:I efekt końowy (wszystkie elementy oryginalne, tylko odnowione:)