
Tylko teraz do Łodzi trzeba poprzykręcać i pomontować mnóstwo okuć i różnych takich dupereli - i to się nazywa uzbrajanie.

No ale nie wszystko się dało


trochę kombinacji miałem m.in. z masztem, który miał różne przygody - np. 2 razy został kiedyś wyłamany ze swojego jarzma...


A tu słodka chwila odpoczynku.
Przy dżemie.
Z truskawek.
Jednym z elementów staroświeckości konstrukcji Łodzi były KOMORY WYPORNOŚCIOWE.

Nie tu ma żadnych zalaminowanych i szczelnie zamykanych przestrzeni, tylko po prostu pakowane w folie kawałki styropianu - w forpiku i achterpiku (czyli w dziobie i na rufie), oraz pod półpokładami. Oddzielone i uwięzione za płatami sklejki.
Jacek właśnie pracowicie montuje, wcześniej przygotowane i dopasowane kawałki.


Taka konstrukcja, to niezbyt efektywny sposób zapewniania wyporności.
W ubiegłym roku udało mi się 2 razy wywrócić Łodzię na Zalewie Zegrzyńskim i okazało się że wyporność nie jest wystarczająca.
Po podniesieniu Łodzia wprawdzie pływała, ale brzegi burt pozostawały pod wodą, więc nie ma sposobu, żeby wybrać wodę z kokpitu na środku jeziora - co się wybierze, nawet wiadrem, to natychmiast wpływa z powrotem...
Więc można to zrobić dopiero po odholowaniu do brzegu.
Ale za to na Łodzi jest trochę miłych dla oka, elementów drewnianych :)
Oto rekonstrukcja tych "niby-grodzi" do komór wypornościowych.



Brak komentarzy:
Prześlij komentarz