Zasada robienia łodek (i innych rzeczy) z laminatu jest taka:
najpierw formę pokrywa się ŻELKOTEM. Żelkot to, podobnie jak TOPKOT, żywica z barwnikiem (takiego koloru będzie łódka), ale bez parafiny. Jak wyschnie, układa się kilka warstw maty szklanej, przesyconej żywicą (paćka się pędzelkiem lub wciska żywicę w matę wałkiem). Oczywiście każda warstwa musi wyschnąć, ale najlepiej nie za bardzo. No i na końcu maluje się właśnie tym TOPKOTEM. Jak topkot wysycha to ta parafina wyłazi na wierzch i oddziela wysychającą żywicę od powietrza. Natomiast powierzchnia zewnętrzna kadłuba wysycha przylegając do formy, więc bez dostępu powietrza i tu niepotrzebna jest domieszka parafiny.
Tym TOPKOTEM maluje się bardzo ciężko, bo jest gesty i lepki i okropnie śmierdzi (parujący trujący rozpuszczalnik - styren), ale po pomalowaniu daje szklistą, twardą jak szkło powierzchnię.
Ja oczywiście nie robiłem kadłuba od nowa, ale wewnętrzna powierzchnia (czyli stary topkot) była bardzo zniszczona i spękana, więc najlepszą metodą było zmatowić ją nieco (ciężka sprawa, bo strasznie twarda), i pomalować topkotem. Jeden raz. Więcej i tak by się nie dało bo do topkotu nic się nie przyklei - jest leciutko tłustawy od tej parafiny.
Nazwy topkot i żelkot, jak się pewnie domyślacie, pochodzi z angielskiego top-coat, ale tak się już w języku polskich szkutników przyjęło. Producenci też piszą na opakowaniach: topkot :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz